Szlak Karpacki, Szlak Graniczny lub jak podaje PTTK Szlak Rzeszów-Grybów to niesamowita przygoda z jednym z najdłuższych szlaków długodystansowych w Polsce. Długość jego jest dla mnie sprawą bardzo sprzeczną- oficjalne 423,4km nijak się mają do jego prawdziwej długości. Weźcie pod uwagę, że wyjdzie Wam grubo ponad 440km, więc można się pokusić o uznanie go drugim co do długości znakowanym szlakiem w naszym kraju.
Czy jest on najtrudniejszy i najdzikszy? Na to pytanie trudno mi odpowiedzieć, bo mam za małe doświadczenie i nie mam zbytnio z czym porównać. Jest na pewno trudny i logistycznie i kondycyjnie. Nawigacyjnie w początkowej jego części też jest kiepsko. Po drodze jest niewiele sklepów, a sieć agroturystyczna wymaga często jazdy na stopa. Po drodze możecie spotkać niedźwiedzia, a schroniska są aż 3. Nie jest on zbyt popularny i nie znajdziecie na nim zbyt wielu turystów, ale to akurat uznaję za jego zaletę. Nie ma limitu czasowego na jego przejście, ale nieoficjalnie uznaje się 16dni. Nam wyszło 17 dni, w tym 16 dni wędrówki. Jeżeli interesują Was technikalia: sprzęt, rozmieszczenie wiat, sklepów, źródeł to zapraszam do artykułu technicznego. Tutaj opowiem Wam trochę o samej wędrówce.
Dzień 1
Spis treści
Rzeszów-Jawornik Polski
Po całonocnej jeździe kilkoma pociągami i porannym slalomie po rzeszowskich ulicach z szalonym kierowcą autobusu, wylądowaliśmy na ulicy Rodzinnej. Z okolic rzeszowskiej stacji PKP odjeżdża autobus nr 37, który Was na Rodzinną zabierze. Niebieska kropka znajduje się na latarni, na prywatnej posesji, ale obok niej ktoś wymalował własny znak: Grybów 16 dni.
Ulica od razu pnie się w górę, żebyśmy nie zapomnieli, że wybraliśmy szlak górski. Nasz entuzjazm szybko opadł, bo dzień pierwszy to walka z asfaltami. Nie pomagała też temperatura sięgająca 30 stopni. Co jakiś czas pojawiał nam się widok na okoliczne wzgórza. Jak już wydawało nam się, że najgorsze mamy za sobą (piekące słońce na asfaltowej drodze przez 18,5km), weszliśmy do lasu.
Dość szybko okazało się, że nie będzie łatwo. Podejścia były częściowo rozjeżdżone przez sprzęt leśny i quady, znaków na drzewach jak na lekarstwo i do tego okrutnie wysokie chaszcze. Częściowo były wydeptane wąskie ścieżki przez poprzednich wędrowców, ale czasami trzeba było zatrzymywać się w zaroślach po pas i nawigować z aplikacji. W którymś momencie, w krzakach, blisko nas jakieś zwierzę wydało z siebie pomruk i pobiegło przez zarośla. Stary stwierdził, że to jeleń, a ja bardzo chciałam w to wierzyć. Okrutnie zwolniliśmy w tej drodze przez las i jak już wyszliśmy na asfalt, to było po zachodzie słońca.
Miejsce pod namiot znaleźliśmy blisko drogi i prawie po ciemku organizowaliśmy nocleg ok 2,5km przed Jawornikiem Polskim. Wiedzieliśmy już, że nie możemy planować szybkości marszu tak, jak na innych szlakach, że jest tu potrzebne więcej czasu na samo odnalezienie trasy. Zmęczenie spowodowało, że zasnęliśmy na momencie.
Długość trasy: 25,7km
Trudność trasy: trudna
Przewyższenia: 655m
Sklep: Borówki
Dzień 2
Jawornik Polski-Dylągowa
Całą noc w pobliskim gospodarstwie szczekał pies. Budziło nas to dość często, ale i tak udało nam się wyspać. Po kawie zebraliśmy się na śniadanie do Jawornika. Wyszliśmy na asfalt i kilkaset metrów od naszego noclegu znalazłam pierwszą niedźwiedzią kupę. Już nie byłam taka pewna co do tego jelenia z wcześniejszego dnia…
Po drodze do miasta minęliśmy uroczą przydrożną kapliczkę. W Jaworniku zrobiliśmy zakupy na cały dzień i zjedliśmy śniadanie pod urzędem gminy. Łukasz zaniósł też telefony do ładowania do pobliskiego zakładu fryzjerskiego. Nie było z tym najmniejszego problemu.
Szykował nam się znowu dzień pełen asfaltu i upału. Szło się całkiem dobrze, do Bachórza, oprócz szos, zaliczyliśmy też 2 wąwozy lessowe. Obiad zjedliśmy w „Karczmie pod Semaforem”, w której ostatnio jedliśmy 12 lat temu! Nadal świetnie gotują i mają całkiem spory wybór piw regionalnych. Odpoczynek był przyjemny i trudno było z niego zrezygnować.
Do Dynowa dotarliśmy już mocno spóźnieni. Szybkie zakupy w Biedronce, lody na rynku i dawaj do Parku Krajobrazowego Pogórza Przemyskiego. Tutaj na dzień dobry znaleźliśmy świetny punkt widokowy z przyjemnym miejscem do nocowania, ale było dużo za wcześnie. Później pojawiły się schody- okrutnie rozjeżdżone i błotniste drogi. Na szczęście upał zelżał i zaczęło robić się przyjemnie. Przed zachodem słońca zdobyliśmy pierwszy oznakowany szczyt- Pasieki (451mnpm) i poszliśmy dalej, bo pojawiły się ostrzeżenia o niedźwiedziach. Ostatecznie minęliśmy Dylągową i rozlokowaliśmy nasz namiot na łące przed lasem. Wieczór był tak ciepły, że po zmierzchu usiedliśmy jeszcze na chwilę przed namiotem, żeby nacieszyć się właściwie ostatnią tak przyjemną nocą. Szlak Karpacki dzisiaj nas rozpieszczał 😉
Długość trasy: 28,1km
Trudność trasy: łatwa
Przewyższenie: 562m
Sklepy: Jawornik Polski, Dynów
Restauracja: Karczma pod Semaforem
Szlak Karpacki dzień 3
Dylągowa-Krasice
Plan był prosty- dotrzeć do sklepu w Olszanach. Jedyna możliwość zrobienia zakupów tego dnia to znajdujący się dobrze ponad 30km od nas sklep w Olszanach. Łatwiej się idzie, mając wyznaczone niewielkie cele po drodze. Jednak żeby tam dotrzeć, trzeba było pokonać niełatwy fragment szlaku. Nasza leśna droga szybko zamieniła się najpierw w chaszcz, a później w miejsce prac leśnych. Trzeba było obchodzić bezładnie rozrzucone gałęzie, a ścieżka całkowicie została rozjechana przez ciężki sprzęt.
Odetchnęliśmy trochę w Piątkowej. Była niedziela przed 9:00, a przed nami misja woda. Przy domach nikt się nie kręcił, więc poszliśmy pod kościół. Stamtąd pokierowano nas do najbliższego gospodarstwa. Dostaliśmy wodę, a po drodze poczęstowaliśmy się leżącymi pod drzewem jabłkami. Tak zaopatrzeni, zjedliśmy śniadanie we wiacie starszej pani i ruszyliśmy w stronę Sufczyny. Szło się całkiem dobrze, szczególnie, że na wejściu jest informacja o niedźwiedziach. To zawsze przyspiesza ruchy. Szlak był ścieżką, która istniała, aż do zejścia do wsi. Tu się wydarzyła jakaś gruba pomyłka. Rośliny sięgały ponad 2óch metrów i nic nie było widać. Prowadziła nas wąska ścieżka pomiędzy nimi, wydeptana przez wcześniej przechodzących tędy wędrowców. Jest to najgorszy fragment całego Szlaku Karpackiego.
Słońce dalej nie dawało za wygraną. W Sufczynie jest rzeczka, w której spłukaliśmy trochę pył i pot. Zajrzeliśmy też do niewielkiego, oznaczonego na mapach schronu turystycznego. Niewielki domek był pijacką meliną ze starą wersalką i górą pustych butelek i puszek.
Za Sufczyną wspięliśmy się na wzniesienie i zrobiliśmy przerwę obiadową. Stąd też zaczęły się całkiem przyjemne widoki na Pogórze Przemyskie, bo niestety większość dnia idzie się przez las. Na zejściu na Hutę Brzuską otworzyła się przed nami przepiękna dolina. Niestety stamtąd, po uzupełnieniu wody, czekała nas ostra wspinaczka pod górkę, znowu w pełnym słońcu, za to z widokami.
Ostoja niedźwiedzia
7 km do Krzeczkowic idzie się przez… ostoję niedźwiedzia. Szlak wiedzie po szutrowej drodze, kilometry idą szybko, ale stres jest. Rozmawialiśmy głośno, żeby dać znać misiowi, że idziemy i nie chcemy na niego wpaść przypadkiem. Od wsi do Olszan postanowiliśmy już iść asfaltem obok szlaku, bo spodziewaliśmy się problemów chaszczowych. 3km nieuczęszczanego przez nikogo fragmentu, bo obok jest droga brzmi logicznie. Nikt z mieszkańców nie będzie się pchał do lasu, gdzie można spotkać niedźwiedzia, jeżeli można bezpieczniej drogą. Zrobiliśmy tak samo i w Olszanach wylądowaliśmy o 18:30. Nocleg zorganizowaliśmy sobie na łące przy Sanie, niedaleko mostu.
Długość trasy: 33,4km
Trudność trasy: trudna
Przewyższenie: 729m
Sklep: Olszany
Dzień 4
Krasice-Huwniki
Noc można zaliczyć do udanych. Biegające po Sanie jelenie robiły sporo hałasu, było też słychać rykowisko. Jednak zmęczenie robi swoje i większość nocy twardo przespałam. Poranek był rześki. Wypiliśmy szybką kawę i zwinęliśmy namiot. Pierwszą przerwę zrobiliśmy na moście, żeby skorzystać z promieni słonecznych. Po wodzie snuły się mgły, dzieciaki czekały na szkolny autobus. Śniadanie zjedliśmy pod sklepem w Korytnikach, ponownie przeszliśmy przez San i wylądowaliśmy w Krasiczynie. Na zwiedzanie zamku było za wcześnie, więc ogarnęliśmy nocleg w Huwnikach i już nie mieliśmy innego wyjścia, jak tam dojść.
Z Krasiczyna dość stromymi podejściami w lesie doszliśmy do fortu Prałkowce. Po drodze wypadło nam pierwsze 100km szlaku. Fort był jednym z elementów twierdzy Przemyśl. W 1915r został wysadzony, a później częściowo rozebrany. Ciekawostką tego miejsca są doskonale zachowane…. toalety 🙂
Od fortu schodzimy na Prałkowce i stąd okropnie nużącym szutrem wędrujemy w górę najpierw na dawno nie odświeżany punkt widokowy na Przemyśl, a później aż do skrętu szlaku na Kalwarię Pacławską. Przed nami dojście na najwyższe wzniesienie tego dnia i pierwszy konkretny punkt widokowy- Szybenicę. Znowu idziemy w chaszczach, od czasu do czasu mijając kupę niedźwiedzia. Na szczęście producenta odchodów nie widzieliśmy.
Zmienia nam się pogoda i robi się pochmurnie. Z Szybenicy schodzimy łąką i docieramy do asfaltu. W Gruszkowej częstujemy się jabłkami spod drzewa i resztką sił kierujemy się na ostatnie wzniesienie przed Huwnikami. Wpada mi tam do głowy myśl, że Szlak Karpacki jest właściwie łatwy w nawigowaniu- zawsze wybieraj najbardziej zarośniętą ścieżkę 🙂
Huwniki i niesamowita pani Ela
Do Huwników wchodzimy prawie po ciemku. Sprawdzamy do której jest otwarty sklep i idziemy do „Noclegów nad Wiarem”. Przemiła pani Ela udostępnia nam poddasze, gdzie mamy pokój, łazienkę i sporo miejsca na dosuszanie namiotu. Stary idzie do sklepu, ogarniamy media społecznościowe i wreszcie bierzemy konkretny prysznic! Robimy też pranie i kolację. Przy rozliczaniu noclegu rozmawiamy z gospodynią o naszej wyprawie i o Mateuszu dla którego prowadzimy zbiórkę. Pani Ela oddała nam 50zł prosząc żebyśmy dorzucili to do zbiórki. Jesteśmy niesamowicie zdziwieni i bardzo wdzięczni za tak bezinteresowną pomoc.
Długość trasy: 33,9km
Trudność trasy: śrenia
Przewyższenie: 865m
Sklep: Korytniki, Krasiczyn, Huwniki
Nocleg: Noclegi nad Wiarem